Seria Grand Theft Auto zyskała opinię gier brutalnych, niepoprawnych, dających zły przykład, budzących agresję i najbardziej grywalnych[potrzebne źródło]. Sama nazwa (w wolnym tłumaczeniu: kradzież samochodu, mianem Grand Theft Auto amerykańska policja potocznie określa nadzwyczaj zuchwałą kradzież pojazdu) wskazuje na gatunek gry.
Pierwsze dwie części tej serii wraz z dodatkami London można za darmo i legalnie pobrać z Internetu ze strony producenta gry.....
Ciekawostki: * Potwierdzeniem teorii, że gry od GTA 3 do Grand Theft Auto: Vice City Stories są ze sobą powiązane, są m.in. postacie łączące wszystkie części tej serii m.in. Phil Cassidy, który ukazuje się nam w "GTA: VC", gdzie traci rękę, a GTA III, gdzie prowadzi sklep z bronią i jest już wtedy bez ręki.
* Na początku nie było oficjalnych plików dodających do każdej z gry "GTA" język polski. Powstawały przez to pirackie wersje spolszczeń. By temu zaradzić oraz podtrzymać rangę "Grand Theft Auto" w Polsce, Cenega Polska wydało każdą z gier "GTA" w polskiej wersji językowej. Spolszczenia są w wersji kinowej – tylko polskie napisy. Wyjątkiem są gry GTA IV, GTA:LCS i GTA:VCS (wydane tylko po angielsku, w przypadku GTA 4 trwają prace nad oficjalnym spolszczeniem).
* Główni bohaterowie serii przybywają z Liberty City, albo do Liberty City.
* Potwierdzeniem teorii, że gry od GTA 3 do Grand Theft Auto: Vice City Stories są ze sobą powiązane, są m.in. postacie łączące wszystkie części tej serii m.in. Phil Cassidy, który ukazuje się nam w "GTA: VC", gdzie traci rękę, a GTA III, gdzie prowadzi sklep z bronią i jest już wtedy bez ręki.
* Na początku nie było oficjalnych plików dodających do każdej z gry "GTA" język polski. Powstawały przez to pirackie wersje spolszczeń. By temu zaradzić oraz podtrzymać rangę "Grand Theft Auto" w Polsce, Cenega Polska wydało każdą z gier "GTA" w polskiej wersji językowej. Spolszczenia są w wersji kinowej – tylko polskie napisy. Wyjątkiem są gry GTA IV, GTA:LCS i GTA:VCS (wydane tylko po angielsku, w przypadku GTA 4 trwają prace nad oficjalnym spolszczeniem).
* Główni bohaterowie serii przybywają z Liberty City, albo do Liberty City.
Home gry na PC
Bez owijania w bawełnę - GTA IV ma u mnie 10. A nawet 11, 16, 37, czy ile tam sobie chcecie. Ocena wykracza poza skalę, podobnie jak sama gra. Głębią fabularną, przytłaczającym rozmachem, szczegółowością przedstawionego świata i poziomem wykonania najdrobniejszych elementów nowe arcydzieło Rockstara przebija większość rzeczy, które dane mi było oglądać w grach video.
Eugeniusz Siekiera
Dlaczego więc ostatecznie tylko 9? Problem w tym, że nim w ogóle zdołamy zanurkować w ulicach Liberty City, program już na samym początku utrudnia nam życie. Niestety, utrudnia na tyle dotkliwie, że musiało mieć to odbicie w ocenie.
Droga przez mękę
Zacznijmy od kwestii przykrych, a więc horrendalnych wymagań sprzętowych, kiepskiej optymalizacji i uciążliwego procesu instalacji. Ten ostatni trwał około godziny. Do tego należało doliczyć kilkanaście minut straconych na instalowanie Service Packa 3, bowiem bez niego gra ani myśli ruszyć. Koniec męki okazał się jej początkiem, bowiem trzeba jeszcze było skonfigurować konto na Rockstar Games Social Club i zainstalować Games for Windows LIVE. Gdzieś po drodze przewinęła się również konieczność aktywacji programu przez Sieć i znienawidzony przez wielu SecuROM. Co jest u diaska, próbuję odpalić grę komputerową, czy może nieopatrznie włamuję się na serwer Pentagonu? Nie mam nic przeciwko temu, że producenci sięgają po coraz wymyślniejsze systemy zabezpieczeń (w końcu bronią tego, co ich), ale niech to, do licha ciężkiego, nie odbija się na uczciwych. Żenujący cyrk zaserwowany w tym przypadku przez Rockstara wespół z Microsoftem, to przysłowiowe wylanie dziecka razem z kąpielą.
Załóżmy jednak, że jakimś cudem przedarliśmy się przez te wszystkie wymyślne pułapki i instalatory. Gra w końcu odpala, naszym oczom ukazuje się menu główne, więc - pewni bebechów ukrytych w obudowie kompa - ustawiamy opcje na wartości maksymalne, by rozkoszować się grafiką, o której konsolowcy mogą tylko pomarzyć. A takiego wała! Grafika może i faktycznie lepsza, tekstury ostrzejsze i tak dalej. Tylko cóż po tym, skoro przy najwyższych detalach spoci się niemal każdy sprzęt?
Nie ma co dramatyzować na zapas. Na średnich ustawieniach gra wciąż wygląda nieźle, ale mimo to w wielu miejscach framerate niebezpiecznie orbituje poniżej granicy płynności. Tyczy się to szczególnie pory deszczowej (burza wygląda wyjątkowo sugestywnie, ale mokre ulice to dodatkowe obciążenie dla sprzętu) i szybkich przejażdżek przez centrum, gdzie panuje z reguły największy ruch, budynki sięgają niebios, a barwne neony wypalają gałki oczne. Wizerunek programu psują również wpadki z doczytującymi się w locie teksturami. Na szczęście, problem to stosunkowo rzadki, ale zignorować go nie sposób.
I na tym temat w zasadzie można by zamknąć. Szkopuł w tym, że rzecz nie rozbija się tylko o wysokie wymagania sprzętowe. Odpalanie GTA IV to jak spacer po polu minowym. Gra potrafi sypać się również na bardzo wydajnych komputerach i praktycznie bez przyczyny zaliczać spadki w okolice 10-15 klatek. Innymi słowy - nie masz żadnej gwarancji, że świeżo zakupiony pecet, który wciąga nosem Crysisa i całą resztę domowej kolekcji, w przypadku tej produkcji nie zacznie grymasić. U mnie, poza opisywanymi przypadkami, nie trafiały się większe niespodzianki, ale nie daje to żadnej gwarancji, że na sprzęcie o podobnej konfiguracji gra będzie spisywać się równie przyzwoicie.
Opowieść, której nie zapomnisz
Niko Bellic. Emigrant z Europy Wschodniej i człowiek, którego ścigają grzechy przeszłości. Poznajemy go w momencie, gdy dobija do bram raju. Problem w tym, że jego ostateczna wersja dość znacząco odbiega od wizji, którą rysował mu w listach mieszkający w Stanach krewniak. Ale jak już zrobiło się pierwszy krok, trzeba mieć odwagę na następne. Jak zaś zwie się jego ziemia obiecana? Liberty City. Miasto wielkich możliwości. Miejsce, gdzie biedota walczy o przetrwanie kolejnej nocy, a rekiny finansjery pławią się w luksusie, odlatując po męczącej dniówce prywatnym helikopterem z najwyższego drapacza chmur. To właśnie nasz nowy dom na kilkadziesiąt najbliższych godzin. Pożegnaj się z rodziną, sprzedaj kota, zapłać czynsz z wyprzedzeniem. Jak już zanurzysz się w tym świecie, rzeczywistość za oknem przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie.
Trudno powiedzieć, by w temacie fabuły "czwórka" zdeklasowała konkurencję, bowiem ta nigdy należytej walki nie podjęła (może z wyjątkiem Mafii). Rockstarowi udało się coś więcej - pobili samych siebie, a to już nie lada sztuka. Jeszcze nigdy w serii GTA opowiedziana historia nie była tak dojrzała. Tu już nie chodzi o sprzedanie nam zgrabnego pretekstu przed wykonywaniem kolejnych zleceń i poszerzaniem wpływów w kryminalnym półświatku. Tu nie ma luzu i hawajskich koszul z Vice City, nie znajdziesz już irytujących ziomali z San Andreas, dla których szczytem ambicji było palenie blantów, straszenie ludzi na ulicach i wybijanie konkurencyjnych gangów. W temacie głębi przedstawionej opowieści GTA IV zamiata pod dywan wszystko, co powstało przed nim.
Patrząc przez pryzmat gier akcji osadzonych w czasach współczesnych, najnowsza produkcja Rockstara posiada najbardziej rozbudowane, wiarygodne i barwne dialogi w historii. To wprost niesamowite, jak głęboką skarbnicą pomysłów po raz kolejny okazali się scenarzyści. Każda misja to kilkuminutowe wprowadzenie, przy czym temat podstawowy, a więc czekające nas zadanie, nierzadko potraktowano marginalnie, jako pretekst do kolejnej opowieści. Nie sposób wskazać drugiej produkcji, w której sylwetki absolutnie wszystkich bohaterów drugoplanowych są tak wyraziście zarysowane i przedstawione. W Liberty City znajdziemy przebogatą menażerię charakterów. Nie brakuje świrów, kryminalistów, sprzedawczyków, głupków, twardzieli i bezwzględnych sadystów. Każdy jest jakiś, każdy ma swoją historię do opowiedzenia i nigdy tak naprawdę nie można mieć pewności co do intencji napotkanej osoby.
Z czasem łapiemy się, że kolejne misje wykonujemy z rozpędu, bynajmniej nie dlatego, że przemodelowano gruntownie podstawowe założenia rozgrywki i wraz z nowym silnikiem graficznym otrzymujemy też zupełnie nową jakość zabawy. Gros zleceń sprowadza się do doskonale znanego, od lat sprawdzającego się, ale na dłuższą metę dość trywialnego schematu - przyjedź, zabierz, zabij, zwiewaj. To wciąż bawi, ale śmiem przypuszczać, że siłą napędową, jak jeszcze nigdy dotąd, jest w tym przypadku fabuła i kolejne cut-scenki. To one w znacznym stopniu nie pozwalają nam oderwać się od monitora i sprawiają, że gapimy się weń jak urzeczeni.
Świetne przerywniki, które ogląda się jak najlepsze gangsterskie kino, to nie tylko zasługa dobrej animacji i brawurowo napisanych dialogów. Brawa na stojąco należą się również sporej grupie aktorów, którzy z takim zaangażowaniem wcielili się w poszczególnych bohaterów. Dobrze brzmiące głosy, charakterystyczne akcenty w przypadku niektórych postaci i odpowiednio dobrany ton wypowiedzi w zależności od konkretnej sytuacji - znajdziemy tu wszystko, co powinno znamionować profesjonalny voice-acting. Tradycyjnie równie wysoki poziom trzyma muzyka. Jeśli w trakcie kilkugodzinnej sesji moim przejażdżkom po mieście towarzyszy Genesis, Queen i The Smashing Pumpkins, niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję. A to wszystko w ramach jednej tylko stacji radiowej. Tych zaś jest w bród i chyba każdy znajdzie coś, co wstrzeli się w jego indywidualne preferencje. A nawet jeśli nie, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by wrzucić własną składankę ulubionych kawałków.
Worek świeżych pomysłów
Nowe GTA to kopalnia niesamowitych pomysłów, nowych rozwiązań i patentów, których darmo szukać u konkurencji. Jednym z kluczowych gadżetów jest telefon komórkowy, który towarzyszy nam niemal od samego początku przygody. Pomijając takie drobiazgi, jak możliwość zmiany dzwonka i całą masę innych bajerów, narzędzie to jest naszym podstawowym łącznikiem ze światem zewnętrznym. To z jego pomocą kontaktujemy się z przyjaciółmi i całą masą postaci, które w ten czy inny sposób mogą okazać się pomocne. Nic również nie stoi na przeszkodzie, by zadzwonić po mundurowych, zwinąć radiowóz i skorzystać z policyjnej bazy danych, pomocnej w przypadku poszukiwania niektórych gagatków.
Obok telefonu komórkowego, najpraktyczniejszą z wprowadzonych nowości są taksówki. Wprost niewiarygodnie ułatwiają życie, pozwalając w ekspresowym tempie przebić się na drugi koniec miasta. System korzystania z tego środka lokomocji również zaprojektowano z głową. Wystarczy gwizdnąć na przejeżdżającą taryfę, rozsiąść się wygodnie na tylnym siedzeniu i wybrać cel podróży (dzięki możliwości nanoszenia znacznika może nim być dowolny punkt na mapie). W trakcie jazdy świat obserwujemy z wnętrza pojazdu, co samo w sobie też jest ciekawym dodatkiem, ale można równie dobrze pominąć dłużącą się scenkę i od razu przeskoczyć do punktu docelowego. Nie wiem jakim cudem mogliśmy się wcześniej obejść bez tego zbawiennego środka transportu, ale nie wyobrażam sobie, by był wykluczony w kolejnej odsłonie. Inną ciekawostką związaną z poruszaniem się w labiryncie miasta jest system nawigacji, który sprawnie poprowadzi nas do dowolnie obranego miejsca, w dodatku z zachowaniem zasad ruchu drogowego, czyli przykładowo - nie wpakuje nas "pod prąd" na ulicę jednokierunkową.
Do tego pojawia się lawina najrozmaitszych drobiazgów, które w konkretny sposób nie wpływają na rozgrywkę, ale sprawiają, że jest kompletnie unikatowym doświadczeniem. Co powiecie na telewizję w grze? Nic nie stoi na przeszkodzie, by podjeść do telewizora i rzucić okiem, co w trawie piszczy. A może kabaret? Klub ze striptizem? Obiad w restauracji? Wszystko do twojej dyspozycji. Szczytem szczytów są chyba kafejki internetowe, gdzie można zajrzeć do skrzynki, odczytać pocztę i wywalić spam, bądź przez randkowy portal umówić się z jakąś bezpruderyjną panienką. Do tego dochodzi masa bonusowych zleceń, w których tradycyjnie kradniemy najlepsze fury, dostarczamy prochy, bierzemy udział w wyścigach ulicznych i polujemy na niebezpiecznych przestępców.
Na osobny akapit zasługuje nowy patent związany z przyjaźnią. Po wykonaniu misji dla kilku kluczowych dla fabuły figur, znajomość z nimi wcale się nie kończy. Wręcz przeciwnie, gdy już zdobędziemy zaufanie danej osoby, nic nie stoi na przeszkodzie, by zadzwonić do delikwenta i zaproponować wypad na kręgle bądź kilka głębszych. Pamiętać zresztą o tym nie trzeba, bowiem zainteresowani sami nas dręczą telefonami. Akceptacja zaproszenia i odbębnienie spotkania przekłada się na kilka punktów procentowych sympatii danej osoby. Oczywiście nie chodzi tylko o statystyki. O relacje z przyjaciółmi warto dbać z uwagi na specjalne usługi, które każdy z nich oferuje. Szkoda tylko, że z czasem wypady towarzyskie zaczynają robić się nużące i niepotrzebnie odrywają od głównego nurtu opowieści, więc osobiście szybko dałem sobie z tym spokój.
Zmodyfikowano też nieco kwestie związane z ucieczką przed policją. Dalej wszystko rozbija się o określoną ilość gwiazdek (im bardziej rozrabiamy, tym bardziej mamy przechlapane), ale warsztaty, w których przemalują nam samochód nie są już jedynym sposobem na pozbycia się ogona. Każdy dodatkowy stopień pościgu na naszym koncie przekłada się na zasięg widzenia policji, gdy jednak uda nam się wyjechać poza gorący obszar, wystarczy odczekać w jakimś zaułku, by władze dały sobie spokój. Warto nadmienić, że policja znów jest odrobinę skretyniała i często reaguje nieadekwatnie do zaistniałej sytuacji. Ale taki już urok serii i nie jest to mankament, który w jakiś szczególny sposób przeszkadzałby w rozgrywce.
Twórcze podejście
Jak już wspominałem, większość questów sprowadza się do schematu "przynieś, podaj, pozamiataj", ale trafiają się wśród nich twórcze wyjątki, które umiejętnie łączą ciekawy pomysł z wprowadzonymi w tej odsłonie nowościami. Przykładowo w jednej z misji musimy dorwać pewnego prawnika, ten jednak zaszyty jest w kancelarii pełnej uzbrojonych strażników. Jak więc się zbliżyć do celu? Umówić się na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy. Odwiedzamy kafejkę internetową, wysyłamy CV na wskazany adres, odwiedzamy też sklep z drogimi garniturami, co by nabrać pewnej ogłady i prezentować się jak rasowy kandydat na adwokata. Po jakimś czasie otrzymujemy telefon z konkretną godziną spotkania. Gdy już stajemy naprzeciw naszej ofiary, dalszy rozwój wypadków również może potoczyć się różnymi ścieżkami. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zastrzelić typa z zimną krwią - to jednak zwali nam na głowę lawinę kłopotów. Można równie dobrze sprzedać mu nóż pod żebra. Skrytobójstwo pozwoli cichaczem wymknąć się z budynku, wystarczy wybić szybę w gabinecie i wyskoczyć przez okno. Nim znajdą zwłoki jegomościa, my już będziemy trzy przecznice dalej, przygotowując się do kolejnego zlecenia.
Podobnych sytuacji, gdy problem można rozwiązać na kilka różnych sposobów, nie brakuje. To jeszcze nie wszystko w tym temacie. Kolejną nowinką są wybory moralne. W wielu miejscach scenariusza trafiamy na swoiste rozgałęzienie i tylko od nas zależy, czy sprzątniemy cel, czy nie. Prawidłowe zaliczenie misji przewiduje obydwie opcje, ale nie mamy pewności, czy nasz wybór nie okaże się w przyszłości złą decyzją. Może również być tak, że darowanie życia przyniesie wymierne profity, gdyż ocalona osoba zleci nam za jakiś czas drobne zadanie. Tym sposobem dochodzimy do następnej nowości - bohaterów pobocznych, którzy od czasu do czasu pojawiają się na mapie i z reguły mają dla nas jakąś prostą, nieskomplikowaną robótkę.
Gra cały czas się rozwija, cały czas zaskakuje. Niemal każda misja wprowadza nowe elementy, umiejętnie ucząc gracza, jak wykorzystywać je w przyszłości. Gdy po kilkunastu godzinach zabawy wydaje ci się, że widziałeś już wszystko, dostajesz nowy telefon komórkowy. Dzięki wbudowanej cyfrówce w kolejnej misji będziesz mógł zrobić zdjęcie, by potwierdzić tożsamość najbliższego celu. Niby nic, ale takich drobiazgów jest tu od zatrzęsienia. Z wszystkimi elementami świata, w tym nawet tak prozaicznymi jak korzystanie z myjni samochodowej czy nadziemnej kolejki, jesteśmy zaznajamiani w trakcie kolejnych zadań, to zaś sprawia, że rozgrywka praktycznie nigdy nie nudzi, a najbanalniejsze z pozoru misje to szansa na nowy, nieznany jeszcze smaczek.
Krok w tył?
Nie jest oczywiście tak, że GTA IV to fura nowych pomysłów plus twórcze rozwinięcie elementów znanych z wcześniejszych odsłon. Względem San Andreas nowe GTA zubożało o całą otoczkę związaną z wyglądem bohatera. Sklepy z ciuchami pozostały (choć jest ich niewiele), nie znajdziemy natomiast fryzjera czy siłowni, która pozwalałaby kształtować sylwetkę i dbać o tężyznę fizyczną (co za tym idzie - zniknęły również statystyki postaci związane z wytrzymałością, szybkością etc.). Z rzeczy bardziej istotnych nie mamy też możliwości nabywania nieruchomości, w związku z tym darmo szukać lokali, które przynosiłyby stały dochód. To z kolei prowadzi do marnie wykorzystanego czynnika ekonomicznego, bowiem w późniejszych partiach gry gotówki mamy w nadmiarze i nie bardzo wiadomo, co z nią robić. Ostatnim wielkim nieobecnym jest system tuningowania pojazdów.
Pozostaje jeszcze kwestia rozmiaru samej mapy. Nie zrozumcie mnie źle. Liberty City jest ogromne i wspaniałe, a pod względem dopracowania i szczegółowości można chyba mówić o najlepiej wyglądającym wirtualnym mieście w historii. Tyle, że teren w San Andreas był znacznie większy. Pomijając już trzy główne miasta, dostaliśmy też do dyspozycji świetnie zagospodarowaną połać pomiędzy nimi (fermy, pola, lasy, pustynie, a nawet górski szczyt). Dość powiedzieć, że obecność lotnisk w każdym z miast była całkiem uzasadniona, gdyż samolot był w zasadzie jedynym środkiem transportu, zapewniającym ekspresowe podróże na tak olbrzymim terytorium. Swoją drogą, samych samolotów w najnowszej części również zabrakło; helikoptery to jedyne maszyny latające, nad którymi możemy przejąć kontrolę.
To żyje!
Dotarliśmy tym sposobem do definitywnie najbardziej zachwycającego elementu. Od czasu, gdy GTA doczekało się przejścia w trzeci wymiar, hasło "tętniącego życiem miasta" zawsze towarzyszyło premierom kolejnych odsłon cyklu. Jednak nigdy używanie owego sloganu nie miało tak konkretnych podstaw jak teraz. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania; Liberty City w najnowszym wydaniu to całkiem wiarygodna symulacja żyjącej metropolii.
Nie brakuje licznych odniesień do miejsc i budynków, które znamy z Nowego Jorku. Każda z dzielnic ma swój własny styl, a gruntowny przegląd wszystkich warstw społecznych nigdy wcześniej nie był tak perfekcyjnie odwzorowany. Wszystko cieszy oko nieprawdopodobną ilością detali i smaczków, każdy zaułek ma coś do zaoferowania. Centrum świeci blaskiem neonów i witrynami luksusowych butików, a dzielnice nędzy straszą szaro-burą stylistyką, zaniedbanymi kamienicami i podpitymi kolesiami podpierającymi okoliczne mury.
Na ten niesamowity obraz złożyły się także fantastyczna animacja postaci i silnik fizyczny, dzięki któremu uderzone samochodem ciało nie przypomina drewnianej kukły, a człowieka z krwi i kości. Co ważniejsze, udało się również zminimalizować nieprzyjemne wrażenie przebywania w mieście klonów. Oczywiście modele z oczywistych względów muszą się powtarzać, ale dostępna paleta postaci jest na tyle bogata, że skutecznie zaciera nieprzyjemny efekt sztuczności. Wiarygodność przedstawionego świata to nie tylko różnice fizyczne spotykanych na ulicach ludzi, ale i styl ubioru czy dodatkowe elementy. W pobliżu parku znajdziesz porządkowych w charakterystycznych kamizelkach i z miotłą w ręku. Ludzie spieszący się do pracy zwyczajowo lubią zaczynać dzień dawką kofeiny. Gdy nieopatrznie potrącisz jegomościa, kubek z kawą wypadnie mu z ręki, a ty zbierzesz solidną reprymendę. Czasem nad miastem zbierają się burzowe chmury, a ulice chłoszcze ulewa - wtedy na chodnikach pojawiają się czarne jak kruki czasze parasoli, zaś inni zaczynają biec, żeby schronić się przed deszczem. Gdy zbliżysz się do faceta nawijającego przez komórkę, usłyszysz o czym rozmawia, a gdy mijasz kobietę czytającą gazetę, przy odrobinie wysiłku będziesz mógł odczytać nagłówki. Czapki z głów, bo świata równie złożonego do tej pory nie mieliśmy okazji oglądać. Jeśli rozpatrywać GTA IV w kategoriach rewolucji czy przełomu, to właśnie na tym gruncie.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze multiplayer, a więc zupełna nowość w przypadku tej serii. Jak wypadł? Zaskakująco dobrze, choć nie jest to tytuł, którego polecałbym akurat ze względu na rozgrywki sieciowe. Szczególnie, że i na tym polu program miast ułatwiać zabawę, wszystko niepotrzebnie komplikuje. Przed zagraniem z żywym przeciwnikiem niezbędne jest prawidłowe skonfigurowanie konta na Games for Windows LIVE, a więc systemie, który nie jest w Polsce obsługiwany. Jeśli jednak obejdziemy tę drobną niedogodność (podając się za mieszańca bardziej cywilizowanego kraju), czeka na nas kilkanaście mocno zróżnicowanych trybów, które pozwalają na radosną masakrę 32 graczom jednocześnie.
Z przerażeniem stwierdzam, że wyszła z tego tekstu straszna kobyła, choć pewnie niejedno przeoczyłem. Tak to jest, brać się za bary z grą tego pokroju. Spadł na mnie obowiązek zrecenzowania tytułu, o którym napisano morze słów. Tytule głośnym i wybitnym, o którym każdy już czytał i w który niemal każdy miał okazję zagrać. Czegokolwiek bym w tej sytuacji nie powiedział, wiadomym było, że popadnę w okrutny banał. Chyba że siląc się na wyjątkowo marną prowokację, napisałbym, że gra zawodzi, a cały hype wokół niej jest kompletnym nieporozumieniem i efektem sprawnego marketingu. Nic z tych rzeczy. Takie łgarstwo nie przeszłoby mi przez gardło, bo mamy do czynienia z prawdziwym arcydziełem. Siedzę w tym biznesie od czasów ZX Spektrum i miałem styczność z niejednym objawieniem geniuszu. Gdybym jednak miał wskazać na czempiona wśród czempionów, prawdopodobnie mój głos powędrowałby na konto Rockstar Games.
Podobała Ci się recenzja? Jeśli tak kliknij "graj"
recenzja dodana przez:E. Siekieraktóry uważa że gra ma takie plusy i minusy
+ Plusy
+ klimat + fabuła i dialogi + muzyka i voice-acting + olbrzymie, żyjące miasto + fura usprawnień + niewiarygodna grywalność + tu zawsze jest co robić + świetna fizyka
− Minusy
− instalacja przyjazna inaczej − spore wymagania − drobne przekłamania w grafice
Wygląda na to, że GTA V trafi na sklepowe półki dopiero w 2011 roku. To sporo czasu - może Rockstar wykorzysta go na przygotowanie kolejnego dodatku do GTA IV?
GTA V w 2010? Raczej nie, ale...
Pogłoski o rychłym wydaniu GTA V krążyły już od jakiegoś czasu. Wreszcie głos zabrała gruba ryba z Take Two. Ben Fender ma mieszane wiadomości dla oczekujących na Grand Theft Auto 5...